Rzutem na tasme opisze, jeszcze kilka wydarzen z ostatnich dni, ktore nie zmiescily sie w poprzednim wpisie, a ktore warte sa wspomnienia.
Obejrzelismy slynny musical Moulin Rouge! Jakie cudo! Smialo moge powiedziec, ze byl to chyba najlepszy musical brodwayowski jaki w zyciu widzialam. Jakie szczescie, ze zawital do Dallas – choc wyobrazam sobie, ze na Brodwayu robi jeszcze wieksze wrazenie. Wszystko idealne, piekne i na najwyzszym poziomie! Muzyka, ach ta muzyka – niesamowita kombinacja znanych kawalkow w pieknej aranzacji i jeszcze piekniejszym wykonaniu. Solisci – rewelacja, orkiestra – slow brak jaka wspaniala. Do tego stroje, choreografia, taniec, kankan i te uda – istne cuda;). Tak naprawde cale przedstawienie to jedno wielkie cudo! Kto jeszcze nie widzial, goraco, goraco polecam. Musical jest na podstawie filmu, tez warteg zobaczenia. I Hub i Ami i Aga, ktora z nami byla, rowniez zachwyceni. Tak naprawde caly teatr wstrzymal oddech na finale i nikt nie chcial wyjsc, bo wiedzielismy, ze jak juz wyjdziemy, ta cudownosc, ktora rozlewala sie przed nami pozostanie juz tylko wspomnieniem.
Fabula musicalu przenosi nas do Paryza poczatku XX wieku, gdzie kroluje bohema, artysci spotykaja sie na Montmartrze, a wieczory spedza sie w slynnym kabarecie “Moulin Rouge”. To wlasnie nocne zycie kabaretowe, perypetie tancerek, kompozytorow i dyrekcji kabaretu tworza tlo musicalu. Na pierwszym planie zas ponadczasowa historia milosna: biedak kocha tancerke Satine, tancerka z obowiazku flirtuje z bogatym patronem choc serce wyrywa sie do biednego kompozytora, Christiana. Wzloty, upadki, wyznania, cala ta milosna historia przecudnie wyspiewana poprzez milosne przeboje ostatnich kilku dekad, ktore kazdy chetnie nucil pod nosem.
Jakby wrazen muzycznych bylo malo, w piatek wieczorem wyladowalam na koncercie Taylor Swift! Bilet na koncert miala wprawdzie tylko Amelia, bo z tymi biletami cale cyrki byly i nam nie udalo sie go kupic , ale na szczescie Ameliowej kolezance sie udalo i Ami juz ten bilet miala zaklepany. W piatek rano zadzwonila moja Rebecca z pytaniem czy chce isc na koncert bo brat jej w ostatniej chwili zrezygnowal i jest miejsce. Rebecca, jak zwykle zreszta, takie koncerty organizuje w wielkim stylu. Nie tylko byly to bilety VIP, a na koncert zawiozla nas 20-dziesto osobowa limuzyna!!!! No wiec trafilo mi sie naprawde jak slepej kurze ziarno! I wdzieczna jestem Rebecce, bo naprawde mogla zadzwonic do 50 innych osob i kazda by jej pewnie do stop upadla z wdziecznosci. Impreza przednia! Juz sama podroz limuzyna byla sama w sobie atrakcja, bo szampan lal sie strumieniami a nowo poznane kolezanki Rebecci -okazaly sie super kompankami. Oczywiscie miejsca VIP – pod sama scena, a dookola morze – doslownie morze -rozwrzeszczanych nastolatek. Podziwialysmy z Rebecca cekiny, kowbojki, sukienki – bo jak mi wyjasnila Meli, trzeba ubrac sie ‘pod konkretna piosenke’. Nie wiem pod jaka moja kreacja sie zakwalifikowala, ale zalozylam najbardziej blyszczaca bluzke jaka mialam w szafie i czarne spodnie i jakos sie w ten tlum nastoletni wtopilam. W drodze powrotnej dolaczyla do nas Meli, a limo az podskakiwalo od emocji, wrazen i glosnej muzyki. Oczywiscie Taylor Swift. Nigdy nie sadzilam, ze stane sie “Swiftie”, ale musze przyznac, ze pokochalam Taylor i jej muzyke. Piekne slowa, melodie, kazda piosenka to osobna, prawdziwa historia – ktora mogla przytrafic sie kazdej z nas. Ponad 3 godziny, pieknej muzyki w cudownym wykonaniu. Prawdziwy majstersztyk i czapki z glow naprawde, ze Taylor dala rade i wyspiewala i wytanczyla najpiekniej jak sie tylko dalo.

Moulin Rouge mamy w planie (na razie tylko w planie) podczas wizyty w NYC. kiedy? jeszcze nie wiem.
Swifkami nie jestesmy, ani ja, ani Emma. ale koncert chcialabym zobaczyc. tylko… wlasnie, cyrk z biletami i tutaj byl, choc w Tampie Taylor bedzie AZ 3 dni…
LikeLike